Stary tweed'owy płaszczyk siostry. Zakupiony kiedyś-tam w SH za grosze, 'ruszoffy' i z futrzastym kołnierzem. Powiedzmy sobie szczerze, na chwilę obecną i w takiej formie, chodzić się w nim nie da :P Więc siostra zażyczyła sobie, żakiet z nutą elegancji, niczym ten od słynnej Coco Chanel :)
Odprułam kołnierz i patki przy kieszonkach.
Jest oczywiście i moja "ukochana" podszewka ♥♥
dziś nie dam się sprowokować :P wojna przy pelerynie dużo mnie nauczyła :)
Z czarnych spodni wycięłam dłuższe i krótsze paski na lamówki
(wiem, lamówki tnie się w ukosa, ale jak się jest leniwym, to się robi tak by szybciej było (co nie znaczy gorzej)) :P
Lamówki powstały wokół szyi, na przodzie i dole, oraz na kieszonkach i końcach rękawów. Na (moje) szczęście, siostrze nie były koniecznie potrzebne kieszonki, które funkcje kieszonki by spełniały, czyli znów na 'niby'.
Drobnych tam nawet nie włoży :P
Na koniec jak zwykle wykończenie dołu z podszewką ♥
i cztery czarne guziki na stopce :)
I gotowe :)
Szkoda, że siostra ma rozmiar xs bo pewnie bym go podkradała :P
A w kolejnym poście melanż :D
zapraszam na mój
Kinga
no no na prawdę wygląda jak spod igły Coco :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się:)
Usuńmój <3 śliczny wez go jutro :P :*
OdpowiedzUsuńcudowny żakiecik :)
OdpowiedzUsuńchciała bym Cię zaprosić do udziału w konkursie który organizuję na swoim blogu :)
Zdolna jesteś. Ileż Ty musisz mieć cierpliwości, żeby tworzyć coś takiego:)A tak btw. mam bardzo podobny żakiecik (kolorystyka, krój ten sam, tylko bez czarnych lamówek), aczkolwiek z sh,a nie własnej roboty.
OdpowiedzUsuń